No dobra, powiedzcie mi co ja tu robię? Piszę o nowym procku od Appla na blogu związanym z grafiką i rysowaniem? Już śpieszę z wyjaśnieniami!

Kilka dni temu Apple zaprezentował nam swój własny procesor M1, który będzie na razie dostępny w nowym Macbook Air, Macbook Pro i Mac Mini. Tym samym wskazując nam kierunek, w którym będą zmieniać się ich urządzenia. Nie jest to nic innowacyjnego, jak zwykle jeśli chodzi o produkty Apple. Nowy procesor oparty jest na licencji procesorów ARM, których architektura znacznie różni się od standardowych procesorów Intela używanych w komputerach. Krok w stronę procesorów ARM już ponad rok temu wykonał również Microsoft ze swoim Surface Pro X.

Co daje ten procesor?

Jak z prezentacji Apple wynika – większą efektywność i mniejszą konsumpcję baterii. Więc teoretycznie, Macbooki będą szybsze, a ich bateria starczy na dużo dłużej, lepiej wykorzystując teoretycznie słabsze komponenty niż komputery oparte na Intelu. W dodatku dzięki takiemu rozwiązaniu komputer będzie się mniej nagrzewał, z czym zawsze miały problem ultra cienkie laptopy.

Podobne procesory są wykorzystywane przez Apple w iPhonach i iPadach. Nie mam iPhona, ale na temat iPadów w kilku postach już pisałam. Wg mnie jest to jedno z fajniejszych produktów od Apple, które kompletnie zmieniło moje podejście do tego typu urządzeń. IPad po prostu śmiga, nawet mój zwyklak z 2018 (6 gen.), a to nie żaden iPad Pro; bateria starcza na naprawdę długo i nie rozładowywuje się kiedy tablet jest uśpiony. A to wszystko dzięki procesorom umieszczanym w tabletach od Apple. To też jest ciekawa sprawa, bo przecież te urządzenia nie mają jakiejś zawrotnej specyfikacji, mój ma chyba 2GB RAM (szok!), a chodzą na nim bez większych problemów takie aplikacje, jak Procreate, Photo czy Designer. Ostatnio nawet modelowałam w 3D! Także być może dzięki takim procesorom, będzie można wykorzystać nawet słabe bebechy.

Zobacz także: Przenośny zestaw do obróbki zdjęć: Affinity Photo i iPad

Wszystko fajnie, ale…

Dlatego mega jaram się zmianami dokonanymi przez Apple, bo to jest naprawdę dobry kierunek. Tylko, że jest jedno duże ALE. Kiedy wyszedł Surface Pro X od Microsoft z procesorem ARM (na którego licencji oparł się Apple przy tworzeniu M1), pomyślałam, że no spoko, fajna sprawa, ALE programy do grafiki typu Adobe czy Affinity prędko nie będą dostępne na to urządzenie. Co za tym idzie, żeby je uruchomić, trzeba będzie korzystać z emulatora, przez co nie będą one w pełni wykorzystywać dobrodziejstw procesora ARM. Także to trochę bez sensu. I jak wtedy była cisza po stronie wielkiego Adobe (które umówmy się, zawsze stawiało użytkowników Windows na II miejscu w stosunku do iOS) tak w przypadku procesora od Apple wreszcie się coś ruszyło.

Ponoć jeszcze w tym roku ma być dostępny Lightroom, a na początku przyszłego roku Photoshop (który ostatecznie chyba wyszedł na Surface Pro X i pewnie dlatego, będzie tak szybko dostępny na Maczki z M1). Zdaje się, że możemy się spodziewać, że kolejne programy będą w pełni wykorzystywać możliwości nowych komputerów od Apple już w przyszłym roku.

Mały plus, ale czy wystarczający?

Co ciekawe, ale w sumie niezbyt zaskakujące, Apple postanowiło dać możliwość korzystania z aplikacji, które są dostępne na iPhona i iPada. A to oznacza, że Affinity w zasadzie nie musi się martwić o szybkie dostarczenie swoich programów kompatybilnych z M1, bo w zasadzie apki na iPada (Photo i Designer) są na tyle zaawansowane, że powinny być wystarczające. Pewnie tak czy siak zobaczymy wersje desktopowe aplikacji od Serifa, w tym również Publishera, a do tej pory ludzie będą korzystać z aplikacji lub wykorzystując emulator.

A co do samego emulatora. Ponoć, że emulowane na nim programy w wersjach na Intel powinny działać tak samo szybko lub nawet szybciej niż na komputerach z Intelem. No cóż – okaże się.


Podsumowując

Uważam te zmiany za bardzo dobre, bo sprawią, że więcej laptopów przejdzie na procesory ARM, które będą dzięki temu lżejsze, cieńsze i cichsze (nie będą wymagać chłodzenia). Czy taki był cel Apple? Wątpię. Myślę, że chodziło głównie o oszczędność kasy na współpracy z Intelem. Dzięki takiemu krokowi mogą się uniezależnić. Dzięki temu koszty produkcji spadną. Przy okazji też wprowadzili pewne zmiany, wcześniej można było wymienić RAM u zewnętrznych partnerów Apple, a teraz nie będzie takiej opcji. Wymiana RAMu była w takim przypadku dużo tańsza niż wykupienie lepszej opcji w sklepie Apple, i to dość sporo. Teraz nie będzie prawdopodobnie takiej możliwości (nie wiem, czy będzie się to wiązało ze stratą gwarancji czy co).

Jeszcze więcej pytań niż odpowiedzi…

Zastanawia mnie też to, że w wersji z Intelem tegoroczne Macbooki Pro 13″ są dostępne z RAM do 32GB, a w wersji M1 max do 16GB. Czy to oznacza, że M1 z 16GB RAM będzie szybszy lub tak samo szybki jak i7 z 32GB RAM? Nie sugeruje tego na pewno cena, która jest kilka tysięcy niższa. Przykładowo najbardziej wypasiony Macbook Pro 13″ z procesorem Intela jest za 19k zł (i7/32GB RAM/4TB SSD), zaś z procesorem M1 jest za 11 700 zł (M1/16GB RAM/2TB SSD). Ale to też niesprawiedliwe porównanie, bo parametry są zupełnie inne. Dlatego porównajmy z Intelem o podobnych parametrach: 12 900 zł (i5) lub 13 900 zł (i7). Tak czy siak jest co najmniej tysiąc – dwa tańszy niż Macbook z Intelem o podobnych podzespołach. Nie wiem czy tutaj celem było zachęcenie ludzi do kupowania, bo taniej, czy sugestia, że Intel jest jednak lepszy? Co myślicie? Napiszcie w komentarzu!